Koncert KOBRANOCKI i VULGAR w SPATiF-ie to już historia, choć pod wieloma względami warto było na nim być. Po pierwsze był to pierwszy "domowy" koncert VULGARA i każdy chciał zobaczyć o co tak naprawdę chodzi i czy dajemy dupy czy wręcz przeciwnie. Na mieście mówią i piszą, że miazga. Znaczy dobrze. No i dobrze. Po drugie koledzy z KOBRANOCKI to naprawdę fajna załoga i zagrali dość długi naprawdę zawodowy set.

ZOBACZ FOTO-RELACJĘ PAWŁA WYSZOMIRSKIEGO >>

ZOBACZ FOTO-RELACJĘ JURKA BARTKOWSKIEGO >>

 
 
   
Pokazali, że grać potrafią a  Kobra zastosował nawet stary amerykański trick - wentylator na włosy, co wywarło bardzo wielkie wrażenie na koledze Bednarku. Na koniec wszyscy odśpiewali Irlandię, choć musiałem użyć na scenie specjalnych argumentów, aby to zrobili. Przez moment groziło zawodem publiczności, ale jak się później okazało Kobra i załoga to mistrzowie stopniowania napięcia. Skończyło się zbiorowym śpiewaniem o miłości do Zielonej Wyspy. A potem to już jak na dobrze zapowiadającą się imprezę przystało, zaplecze zamieniło się w tramwaj pełen gwiazd, gwiazdeczek, gwiazdorów i czasami przypadkowych zagubionych groupies. Potem jeszcze wspólna fotografia rodzinna VULGARNOCKI i impreza nabrała fazy ostatecznej, czyli przeniesienia w podgrupy z groupies na prywatne kwatery Sopotu. Tam już zdjęć nikt chyba nie robił. Specjalne pozdrowienia od Vulgara dla Kobranocki i do zobaczenia na rewizycie w Toruniu.

...SPATiF...